"Kot dla początkujących" - recenzja, kilka ważnych uwag

"Kot dla początkujących" Beaty Pawlikowskiej



     Skończyłam czytać książkę, którą dostałam kiedyś na Święta. Kot dla początkujących” wbrew pozorom nie jest książką tylko dla tych, którzy dopiero uczą się życia z czworonożnymi mruczkami. Polecam ją każdemu posiadaczowi kota/-ów, zarówno świeżemu, jak i bardziej doświadczonemu, ponieważ znajduje się tu naprawdę wiele przydatnych informacji, a książka nie składa się z suchych faktów, tylko jest płynnie opowiadaną historią. Czyta się ją szybko i niemal za jednym tchem, bo właściwie każdy rozdział jest ze sobą powiązany.

     Beata Pawlikowska to znana polska podróżniczka, pisarka, dziennikarka, tłumaczka, fotografka i ilustratorka książek, urodzona w Koszalinie.

     Bardzo słusznie zrobiła, ukazując czytelnikom prawdę dotyczącą marketingowych puszek z karmą, które są tak naprawdę niezdrowe dla kotów. Sama poświęcę tej irytującej sprawie co najmniej jeden wpis na blogu. Ważnym jest, by umieć czytać etykiety i nie dać się nabrać na hasła pisane tymi największymi literami. Pamiętajcie, że karma, w której znajduje się 4% mięsa, to nie karma. Zarówno w Internecie, jak i w lepszych sklepach zoologicznych mamy do wyboru o wiele lepsze jakościowo karmy i naprawdę warto się troszkę wysilić w poszukiwaniach – zdrowy organizm kota będzie Wam za to wdzięczny.

     Oprócz cennych wskazówek dotyczących żywienia kotów często znajdziemy tu także sympatyczne wzmianki o kotach autorki (Krzysztofie Kolumbie i Elvisie Presley’u), a przede wszystkim szczegółowo opisaną kocią psychikę i ich naturalne zachowania w różnych sytuacjach. Nauczymy się, jak funkcjonuje koci umysł i jak kot postrzega nas, ludzi. Jest to dość ważne, jeśli chcemy żyć z kotem w zgodzie i miłości, bez afer kończących się podrapaniami i ugryzieniami :). W wielkim skrócie, jak to ma w zwyczaju pisać Pawlikowska: „Kot to kot”. I warto o tym pamiętać, by czasem nie spodziewać się po pupilu zachowania typowego tylko dla człowieka.

     Jednak w pewnych kwestiach zdarzało mi się nie zgadzać z tym, co czytałam, i nie mogę pozostać na to obojętna.
Nie zgadzam się chociażby z faktem, że koty wychowywane w domowych hodowlach są rzekomo bardziej powierzchowne emocjonalnie i mniej zdolne do nawiązywania głębokich więzi (bo według autorki muszą wygasić emocje, żeby nie toczyć walk i sporów z nadmiernie licznym towarzystwem). Bzdura! Kot wychowany w DOBREJ hodowli od małego jest uczony życia z człowiekiem i integruje się z nim. Koty z hodowli są zazwyczaj mniej agresywne lub wcale, są kochanymi mruczkami. Nie wszystkie, rzecz jasna. Emocjonalność kota zależy też od jego RASY, bo każda z nich jest inna i ma różnorodne wzorce zachowań, a na dodatek każdy pojedynczy kot jest inny! Każdego kota postrzegamy indywidualnie, ponieważ każdy kot ma inny charakter. Świetnym przykładem, będącym zupełnym przeciwieństwem teorii Pani Beaty Pawlikowskiej, są nasze koty (mój i mojej mamy). Fryzia to kot rasy Ragdoll, kupiony w legalnej hodowli Charny Las*PL. Hodowla mieści się w domku jednorodzinnym, w którym jest mnóstwo innych Ragdoll’i oraz psów rasy Pomeranian.  

Jaka jest Fryzia? Kochana, podąża za moją nogą jak szczeniak, towarzyszy przy codziennych domowych czynnościach i aż lgnie do człowieka, domagając się uwagi. W ciągu zaledwie czterech miesięcy bardzo się z nami zżyła i jakoś odczuwam łączącą nas więź. Gdy Fryzia przychodzi do mnie do łóżka z samego rana, mruczy, chce się przytulić i spać dalej, ale razem. Gdy za każdym razem biegnie do drzwi, by przywitać mnie w progu. Gdy robimy „czółko”, po czym kładzie się przede mną brzuszkiem do góry, czekając na głaskanie. Gdy przybiega do mnie w momencie uniesienia przeze mnie tonu podczas rozmowy z kimś innym, jakby wyczuwała, że coś jest nie tak i jakby chciała mnie uspokoić.                                                         
Jest też Kicia, czarny dachowiec mojej mamy. Przygarnięty z ulicy, gdy był bardzo młodziutki i pięć lat temu jesienią wszedł pod maskę naszego samochodu. Jest to kot, o którego dbało się od początku, bawiło się z nim, karmiło, głaskało i pielęgnowało, a jednak jest to nadal kot w połowie „dziki”. Boi się obcych – gdy do domu przychodzą goście, ona zwiewa na najwyższy regał z książkami i potrafi przesiedzieć tam pół dnia. Potrafi ugryźć/zadrapać własnego właściciela do krwi, gdy głaskanie przestanie ją już interesować. Przymila się do człowieka rzadko, jest indywidualistką, która najchętniej zwinie się w kłębek w ustronnym miejscu i prześpi 2/3 swojego życia (bo tyle średnio przesypiają koty). Gardzi wszystkimi zabawkami oprócz zwykłego sznureczka – jego potrafi przynieść w ząbkach, cicho pomiaukując, by się z nią pobawić. 

     Dlatego teoria Pani Pawlikowskiej ma się nijak do sytuacji u nas i podejrzewam, że nie sprawdza się u wielu innych właścicieli kotów. Bo każdy kot jest inny i nie ma reguły na jego emocjonalność czy zdolność do budowania więzi.

     Nieco uraziły mnie też następujące słowa zawarte w tej książce: 
W kontekście kotów – być może jesteś przekonany, że jesteś dobrym człowiekiem i szanujesz zwierzęta, ale jeżeli obcinasz swojemu kotu pazury, to znaczy, że w rzeczywistości traktujesz zwierzęta instrumentalnie, czujesz się lepszy od nich i w gruncie rzeczy trochę nimi pogardzasz.
     Zaraz zaraz, co? No właśnie, taka była moja reakcja, a tekst ten znajduje się już na początku książki i może mocno zniechęcić czytelnika. Bo ja na przykład, wielka miłośniczka zwierząt, poczułam się urażona. Szczerze mówiąc nie zasłużyłam na taki osąd, jak chyba zresztą żaden czytelnik. 
     Ponadto, kotom wręcz trzeba obcinać pazury, ponieważ po pierwsze, jeśli mamy dwa energiczne koteczki, które niedawno się poznały, to mogą zrobić sobie krzywdę. Po drugie, nieobcinany koci pazur może w końcu zakrzywić się i wrosnąć kotu w poduszeczkę łapy! 
Piszą o tym nawet weterynarze, warto wygooglować. Szczególnie kotom niewychodzącym należy obcinać pazury, gdyż nie ścierają się one samoczynnie, jak to naturalnie bywa u kotów wychodzących. Raz Kicia, której kiedyś w ogóle nie obcinało się pazurów (ze względu na agresywną reakcję), zaczepiła długim pazurem o frędzle dywanu i szamotała się, co musiało ją boleć. Gdybym w porę jej nie uwolniła, pazur prawdopodobnie zostałby w dywanie, a to dopiero by ją zabolało. 

     A już kompletnie zaskoczył mnie sposób, w jaki Pani Pawlikowska opisuje wszelkie kliniki i gabinety weterynaryjne. Jakby były czymś strasznym, piekłem na ziemi, czymś naprawdę ostatecznym, a przecież nie wolno tak nastawiać kogoś, kto faktycznie jest początkującym opiekunem kota! Ba, nie wolno tak nastawiać żadnego właściciela jakiegokolwiek zwierzęcia, bo pomoc i rada doświadczonego lekarza bywa niezbędna.
     Podsumuję tę książkę w ten sposób: Jest przydatna, przystępna, przekazuje sporo istotnej wiedzy, ale wszystko lepiej przeczytać z zachowaniem zdrowego rozsądku i dystansu. 
Pani Beata Pawlikowska po części dobrze się spisała, ucząc początkujących życia z kotami, promując świadome i zdrowe żywienie ich oraz kastrowanie, ale po części też kilka razy wprowadza ich moim zdaniem w błąd. Na szczęście nie robi tego często. Książka dostępna jest także jako eBook, a po zeskanowaniu smartfonem (przy pomocy aplikacji Tap2C) zawartych w niej rysunków możemy obejrzeć krótkie filmiki, głównie dotyczące zabawy z Krzysztofem Kolumbem i Elvis’em Presley’em (kotami autorki!). Fajny pomysł dodający nieco interakcji z książką, jednak ja połączyłabym jeszcze te obrazki z naukowymi filmikami na temat kotów.

Jeśli miałabym tej książce wystawić jakąś ocenę, byłoby to 3+/5.

1 komentarz:

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania, dziękuję ♥

Obsługiwane przez usługę Blogger.